Dawno nie byłem dwa tygodnie z rzędu w podróży służbowej. Najpierw było Monachium, gdzie w czwartek wieczorem mieliśmy zarezerwowany stolik na Oktoberfest. Nigdy wcześniej tam nie byłem, więc chciałem skonfrontować rzeczywistość z opowieściami. Kompleks jest ogromny, a w nim oprócz namiotów jest ogromne wesołe miasteczko. Trochę chodzimy zwiedzać i o 18:30 wpuszczają nas do naszego namiotu. Mamy stolik na 10 osób i jest dość ciasno. Z górnej sceny zaczyna się muzyka, a my mamy najpierw wielką tacę przekąsek i oczywiście specjalne piwo, o lekkim posmaku miodowym, w litrowym kuflu. Pierwszy litr znika szybko, tak jak i przekąski. Potem ląduje wielka taca z pieczonym kurczakiem, kluski śląskie i surówka. Znika też drugi kufel piwa. Deser odpuszczam i biorę trzeci kufel. Jak zrobiło się wszystkim wesoło, to zaczęli śpiewać i tańczyć na ławkach (na stołach nie wolno). Ogólnie atmosfera super, nie wiadomo czy od muzyki, od piwa, od towarzystwa, czy od wszystkiego na raz. O 23 wszyscy muszą wyjść i my też wracamy do hotelu.