Kilka dni przerwy i znów w podróży. Lecąc służbowo do Leon w Meksyku, postanowiłem polecieć wcześniej 2 dni i objeździć okolice Mexico City. Plan był chytry, bo chciałem wziąć nocny samolot Lufthansy z 40 minutową przesiadką w Monachium, ale nasz kochany LOT znowu się niestety spóźnił i wyłożył cały plan... Widząc spóźnienie, nawet nie leciałem do Monachium, tylko przebookowałem na następny dzień przez Frankfurt i wziąłem nockę w nowym lotniskowym hotelu Reinessance.
Po kolacji, nocy i śniadaniu na koszt LOT, o 9:50 miałem odlot tym razem Lufthansą. Niemiecki ordnung przywiózł mnie o czasie do MEX, choć nawet pomimo premium economy, przelot 11h strasznie się dłużył. Szybko wynająłem samochód i akurat jak zapadał zmrok zamedowałem się w hotelu. 15$ za ładny pokój. Wieczorem wyszedłem jeszcze na spacer zjeść coś na ulicy. Nie takie to miasto straszne.
Zmiana czasu dała o sobie znać. Biorąc także pod uwagę mój o 1 dzień skrócony czas, postanawiam wyjechać przed 6 rano w stronę stanu Morelos, czyli na południe. Ruch w stolicy jest już spory, potem wyjeżdżam na autostradę i na dzień dobry płacę prawie 25 zł opłaty. Wspinam się na 3100 m npm i niestety zaczyna padać deszcz. Leje tak aż do Xochicalco, gdzie jestem o 8 rano. Ruiny wpisane na listę Unesco otwierają dopiero o 9, ale łatwo jest przeskoczyć przez murek, co też czynię. W deszczu zwiedzam góra 10 minut i wracam do samochodu. Całkiem fajne ruiny. Następnie jadę do Atlatlahucan, gdzie miał być jeden ze starych kościołow też z listy Unesco. Kościół ładny i otoczony murami, niestety też wszystko zamknięte na 4 spusty... Jadę więc dalej, tym razem do Akweduktu del Padre Tembleque. Ten prezentuje się super i nikogo tu nie ma. Robię trochę zdjęć i jadę do głównej atrakcji dnia czyli Teotihuacan. Teraz zamiast deszczu świeci mocno słońce. Teotihuacan robi wrażenie - są dwie piramidy - Słońca i Księżyca. Na tą pierwszą, wyższą wchodzę i podziwiam widoki z góry. Potem jeszcze spacer do Piramidy Księżyca i trochę odpoczynku.
Miałem jeszcze 2h wolnego więc postanowiłem wjechać do centrum stolicy. Zahaczam o Bazylikę Matki Bożej z Guadalupe, ale średnio mi się podoba. Potem w korkach dojeżdżam do głównego placu, ale z braku miejsc do parkowania i ogromnych korków, stwierdzam, że tylko pooglądam z samochodu i wrócę na lotnisko. Myślę, że jeszcze będzie okazja tu wrócić, ale wtedy trzeba podjechać metrem.
Kolejne dni to część służbowa w Leon.