Dolot do Asmary miałem bardzo skomplikowany. W Warszawie dostałem kartę pokładową tylko na lot do Wiednia. Tam miałem się spotkać z Wojtkiem i dalej mieliśmy lecieć Ethiopianem. Nie mieliśmy kart pokładowych i gdy poszliśmy do bramki to okazało się, że dla mnie nie ma miejsca... Samolot miał overbooking o kilka osób. Wojtek chciał zostać ze mną, ale się nie dało. Mam ponoć dostać 600 euro odszkodowania. Przespałem się w lotniskowym hotelu NH i kolejnego dnia miałem cały dzień do zagospodarowania w Austrii. Pojechałem najpierw do Semmering. Tutejsza linia kolejowa jest na liście Unesco z powodu topowej inżynierii z połowy XIX wieku. Linia dalej jest używana i są tu przepiękne mosty oraz tunele. Przeszedłem się szlakiem 2.5h i także podziwiałem piękną scenerię górską.
Następnie pojechałem do Graz. Tutaj miałem 1.5h na obejrzenie przepięknej starówki i wdrapanie się na wzgórze z wieżą zegarową. Plan udało się zrealizować. Flixbusem wróciłem na lotnisko i o 22:40 udało mi się polecieć. Miałem miejsce przy wyjściu awaryjnym, więc podróż była w miarę komfortowa.
W Addis miałem 3.5h na przesiadkę. Na lotnisku jest mega drogo, m.in. mini pizza za 50 zł. Hamburgery w burger kingu po 60-80 zł. Szok. W Asmarze wszystkich testują. Trochę było sprawdzania mojej wizy, potem wymiana kasy i nie chcieli mnie wypuścić z lotniska zanim nie było wyniku testu. Na szczęście negatywny.
Taksówkarze chcieli 100 zł za kurs 6 km do miasta, więc poszedłem kawałek dalej i razem z jakąś dziewczyną złapaliśmy zwykły samochód. Dałem 25 zł i w hotelu spotkałem się z Wojtkiem. Ruszyliśmy najpierw na szukanie innego hotelu, bo ten był drogi. Udało nam się znaleźć dość fajny za 33$ za dwójkę - woda dostępna tylko 2h rano i wieczorem i bywa, że elektryczność wyłączają. Cóż, taki tutejszy folklor.
Zwiedziliśmy to piękne miasteczko, gdzie widać dużo pozostałości po Włochach, którzy tu rządzili. Odwiedziliśmy też złomowisko czołgów i pojazdów opancerzonych - ciekawy widok.
Dopiero dzisiaj mogliśmy poprosić o permity na jazdę do Massawy i Keren. Byliśmy 8 rano w biurze. Cały dzień nas zbywali i dopiero o 17 dostaliśmy te permity, ale już nie do Massawy, a tylko do Keren. I tak jutro pojedziemy do Massawy. W międzyczasie pochodziliśmy trochę po targu, zwiedziliśmy kościoły i meczety i czas jakoś zabiliśmy. Został nam tylko jutrzejszy pełny dzień i mamy nadzieję, że permitów po drodze nikt nie będzie sprawdzał.