11.11.2008, Merida
Juz tydzien wyjazdu, a nawet nie bylo kiedy nic napisac z powodu duzego tempa i braku kafejek internetowych po drodze.
Po wyladowaniu w Caracas wzielismy taksowke na dworzec autobusowy firmy Rodovia, gdzie kupilismy bilety na nocny komfortowy autobus do Ciudad Bolivar. Czytajac wczesniejsze relacje przygotowani bylismy na klimatyzacyjny mroz, jaki panuje w tutejszych autobusach. Nalozylismy na siebie wszystko co mielismy, a i tak bylo zimno. Rano w Ciudad od razu kupilismy wycieczke 3-dniowa na Salto Angel. 5 osobowa Cessna godzinnym przelotem, ktory dostarczyl niezlych wrazen wyladowalismy w Canaimie - indianskiej wiosce, skad wyrusza sie lodziami na wodospad. Pierwszego dnia wyruszamy jednak na pobliskie niskie wodospady, ktore zreszta sa bardzo fajne. Jako atrakcja, idziemy z tylu jednego z nich moknac doszczetnie. Drugiego dnia wyruszamy w kilkugodzinna podroz lodka i jeszcze po godzinie treku w dzungli widzimy go! Najwyzszy wodospad swiata Salto Angel 979m wysokosci - zadne slowa nie oddadza tego piekna. Oczywiscie nie odmawiam sobie kapieli w naturalnym basenie, jaki pod nim powstal :-). Po nocy w hamaku trzeciego dnia patrzymy jeszcze na wodospad z oddali w pieknym sloncu i znowu kilka godzin lodka, tym razem w dol rzeki.
Z Ciudad Bolivar pojechalismy znowu nocnym autobusem, a potem stopem i nastepnym autobusem az do Los Llanos, a konkretniej Hato El Frio. Maja tam 65,000 hektarow zamknietego obszaru. Zostajemy tu na 2 noce i w cenie mamy dwie 4 godzinne wycieczki jeepem. Pierwsza jedziemy do przystani i wsiadamy do lodki. Po kilkudziesieciu minutach plyniecia gosciu zaczyna krecic sie lodka wokol. Nie wiedzielismy o co chodzi, dopoki nie zobaczylismy delfinow slodkowodnych! Ale kosmos. Prawie godzine ogladalismy jak plywaja z nami i skacza. Druga wycieczka to ogladanie kapibar, iguan i krokodyli, a dokladniej kajmanow. Fajne sa.
Wczoraj mielismy dzien transportowy i dzis jestesmy w Meridzie. Szkoda, ze kilka miesiecy temu zamkneli tu najwyzsza kolejke swiata z 1500 na 4750 m npm. A tak to ogladamy piekne gory dookola i zrobilismy sobie mala wycieczke do jednej z gorskich miejscowosci. Wieczorem wsiadamy w nocny autobus do Coro, tam park narodowy i architektura kolonialna. Potem pewnie park narodowy Morrocoy i dalej Caracas. Zobaczymy czy bedzie jeszcze okazja odezwac sie.
Po wyladowaniu w Caracas wzielismy taksowke na dworzec autobusowy firmy Rodovia, gdzie kupilismy bilety na nocny komfortowy autobus do Ciudad Bolivar. Czytajac wczesniejsze relacje przygotowani bylismy na klimatyzacyjny mroz, jaki panuje w tutejszych autobusach. Nalozylismy na siebie wszystko co mielismy, a i tak bylo zimno. Rano w Ciudad od razu kupilismy wycieczke 3-dniowa na Salto Angel. 5 osobowa Cessna godzinnym przelotem, ktory dostarczyl niezlych wrazen wyladowalismy w Canaimie - indianskiej wiosce, skad wyrusza sie lodziami na wodospad. Pierwszego dnia wyruszamy jednak na pobliskie niskie wodospady, ktore zreszta sa bardzo fajne. Jako atrakcja, idziemy z tylu jednego z nich moknac doszczetnie. Drugiego dnia wyruszamy w kilkugodzinna podroz lodka i jeszcze po godzinie treku w dzungli widzimy go! Najwyzszy wodospad swiata Salto Angel 979m wysokosci - zadne slowa nie oddadza tego piekna. Oczywiscie nie odmawiam sobie kapieli w naturalnym basenie, jaki pod nim powstal :-). Po nocy w hamaku trzeciego dnia patrzymy jeszcze na wodospad z oddali w pieknym sloncu i znowu kilka godzin lodka, tym razem w dol rzeki.
Z Ciudad Bolivar pojechalismy znowu nocnym autobusem, a potem stopem i nastepnym autobusem az do Los Llanos, a konkretniej Hato El Frio. Maja tam 65,000 hektarow zamknietego obszaru. Zostajemy tu na 2 noce i w cenie mamy dwie 4 godzinne wycieczki jeepem. Pierwsza jedziemy do przystani i wsiadamy do lodki. Po kilkudziesieciu minutach plyniecia gosciu zaczyna krecic sie lodka wokol. Nie wiedzielismy o co chodzi, dopoki nie zobaczylismy delfinow slodkowodnych! Ale kosmos. Prawie godzine ogladalismy jak plywaja z nami i skacza. Druga wycieczka to ogladanie kapibar, iguan i krokodyli, a dokladniej kajmanow. Fajne sa.
Wczoraj mielismy dzien transportowy i dzis jestesmy w Meridzie. Szkoda, ze kilka miesiecy temu zamkneli tu najwyzsza kolejke swiata z 1500 na 4750 m npm. A tak to ogladamy piekne gory dookola i zrobilismy sobie mala wycieczke do jednej z gorskich miejscowosci. Wieczorem wsiadamy w nocny autobus do Coro, tam park narodowy i architektura kolonialna. Potem pewnie park narodowy Morrocoy i dalej Caracas. Zobaczymy czy bedzie jeszcze okazja odezwac sie.
18.11.2008, i po Wenezueli
Jakoś nie wyszła ta relacja online - kafejki internetowe nie były nam po drodze ;-).
Z Meridy pojechaliśmy nocnym autobusem do Coro. W Coro jest kolonialna starówka ładnie odnowiona z brukowanymi ulicami, można się poszwędać. Pojechaliśmy też do PN na przedmieściach tego miasta, gdzie podziwialiśmy piękne piaszczyste wydmy. Niestety w ogromnym skwarze ciężko wytrzymać i szybko się zmyliśmy. Z Coro dalej uderzyliśmy do Chichiriviche w PN Morrocoy. Miały być piękne plaże, biały piasek i palmy, a było świeżo betonowane wybrzeże z kamieniami, mnóstwo śmieci (w tym opony, butelki, itp), a na molo gościu sikał do morza. Cóż, tyle z naszego kąpania... Wysepki w dali wyglądały zachęcająco, ale nie zdecydowaliśmy się na wynajęcie łódki i w końcu odpoczywaliśmy w klimatyzowanym pokoju ;-).
Powrót masakra: 3h autobus do Valencii, 3h autobus do Caracas, 7h kibel na lotnisku w Caracas, 9h lot do Madrytu, 3h kibel na lotnisku w Madrycie, 3h w mega ciasnym Airbusie do Berlina, 30 min taksówka po samochód, 6,5h w samochodzie do Warszawy. Dojechaliśmy o 3 nad ranem, a o 9 miałem stawić się w pracy. Stawiłem się po 11, co i tak uważam za sukces ;-).
Z Meridy pojechaliśmy nocnym autobusem do Coro. W Coro jest kolonialna starówka ładnie odnowiona z brukowanymi ulicami, można się poszwędać. Pojechaliśmy też do PN na przedmieściach tego miasta, gdzie podziwialiśmy piękne piaszczyste wydmy. Niestety w ogromnym skwarze ciężko wytrzymać i szybko się zmyliśmy. Z Coro dalej uderzyliśmy do Chichiriviche w PN Morrocoy. Miały być piękne plaże, biały piasek i palmy, a było świeżo betonowane wybrzeże z kamieniami, mnóstwo śmieci (w tym opony, butelki, itp), a na molo gościu sikał do morza. Cóż, tyle z naszego kąpania... Wysepki w dali wyglądały zachęcająco, ale nie zdecydowaliśmy się na wynajęcie łódki i w końcu odpoczywaliśmy w klimatyzowanym pokoju ;-).
Powrót masakra: 3h autobus do Valencii, 3h autobus do Caracas, 7h kibel na lotnisku w Caracas, 9h lot do Madrytu, 3h kibel na lotnisku w Madrycie, 3h w mega ciasnym Airbusie do Berlina, 30 min taksówka po samochód, 6,5h w samochodzie do Warszawy. Dojechaliśmy o 3 nad ranem, a o 9 miałem stawić się w pracy. Stawiłem się po 11, co i tak uważam za sukces ;-).
Archiwum
2024 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2023 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2022 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2021 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2020 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2019 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2018 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2017 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2016 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2015 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2014 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2013 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2012 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2011 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2010 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2009 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2008 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2007 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2006 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2005 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2004 12 11 10 9 8 7 6 5