W Chorwacji nie byłem 17 lat, więc z przyjemnością wybrałem się na krótkie spotkanie służbowe do Zagrzebia. Tym bardziej, że w stolicy nigdy nie byłem. LOT leci tylko 1:15h i po godzinie 11 rano powitał mnie słoneczny Zagrzeb z temperaturą 15 stopni. Jaka miła odmiana od warszawskiej 2-stopniowej szarugi. Taxi z lotniska to ponoć ok. 150zł, więc biorę UberaX za 50 :). Działa sprawnie. Udało mi się zameldować w hotelu Dubrovnik położonym w samym centrum, rzuciłem graty i poszedłem zwiedzać.
Pierwsze wrażenie jest super. Odwiedzam Plac Jelacicia, gdzie jest mini targ miodów. Następnie udaje się do katedry, która jest bardzo ładna. Szkoda, że jedna wieża była w remoncie, ale przynajmniej tak przykryte płachtą, że nie widać rusztowań. W środku mega cisza i pusto. Kręcę się trochę po okolicy i zaglądam na ulicę Tkalcica, która ma mnóstwo klimatycznych knajpek. Wszystko pięknie odrestaurowane i z gustem. Miałem nawet siąść w jednej na piwo, ale szkoda mi było czasu. Stamtąd idę po schodach do tzw. Kamiennych Wrót. Jest to dość ciekawy budynek, gdzie wejście i wyjście nie znajdują się na przeciw siebie. Jest tam obraz Matki Boskiej i kilka osób się modli. Jedna ściana ma też pamiątkowe tabliczki. Stąd już jest blisko do Kościoła św. Marka, który robi wrażenie wow. Piękne jasne kolory w pełnym słońcu wyglądają super. Szkoda, że środek był zamknięty.
Schodziłem większość ulic górnego miasta i chciałem koniecznie znaleźć tunel Gric. Niestety wszystkie jego wejścia były zamknięte na 4 spusty, a szkoda, bo on ciągnie się sporo pod starym miastem. Wpadam jeszcze na Targ Dolac, gdzie miejscowi sprzedają owoce, warzywa i pędzoną rakiję i Zagrzeb mam mniej więcej zwiedzony. Wieczorem spotkam się z kolegami w jednej z najlepszych knajp owoców morza, a jutro wieczorem po spotkaniu powrót do Warszawy.