Pomimo wszechogarniającego syfu, moja podróż do Mumbaju zawsze opływa w luksusach. Szkoda jedynie, że latam tam ekonomiczną klasą ;-)
Po poprzedniej nocnej podróży British Airways, postanowiłem więcej nie popełniać tego błędu i poleciałem jak prawie zawsze dotychczas Lufthansą przez Monachium. Z lotniska odebrał mnie szofer hotelu Westin, gdzie jak zwykle dostałem pokój executive na prawie najwyższym piętrze. 32 piętra hotelu Westin dość nieźle odróżniają się od nisko zabudowanej okolicy, choć w pobliżu w końcu po wielu latach powoli kończą inny wieżowiec.
Niby zaczyna się pora monsunowa, ale ani razu nie padało, choć było dość wilgotno. Żałowałem, że nie wziąłem aparatu, bo była jednak szansa zwiedzić w końcu centrum. Mimo, że to moja już 9 wizyta w Mumbaju, to centrum widziałem tylko raz i to w nocy. Trochę szkoda. 3 dni w minęły szybko. 2 spędziłem w biurze programistów, gdzie planowaliśmy następny kwartał do późnych godzin, a ostatni dzień w naszym biurze do produkcji map, gdzie udało mi się trochę czasu spędzić ze współpracującymi ze mną osobami. Zawsze mam do nich pełny szacunek za ich trudną umysłową pracę, a oni odwdzięczają się niesamowitą uprzejmością.
Na lotnisko przybyłem 4h przed odlotem. Dostałem zaproszenie do GVK lounge, w którym jeszcze nie byłem. W poprzednim byłem na piętrze niżej. Jest tu fantastyczny wystrój, mnóstwo świetnego jedzenia i kelnerzy chodzą z serwisem drinkowym. Ponoć jest też darmowy 15 minutowy masaż stóp. Spróbuję się do niego dostać.
Huh, jedna podróż międzykontynentalna za drugą. Tydzień po powrocie z Mumbaju już siedziałem w samolocie do Chicago. Wziąłem lot, jakim kiedyś bardzo często latałem, czyli przez Dusseldorf. Obecnie problem jest jednak taki, że na trasie z Warszawy do Dusseldorfu operuje Germanwings zamiast Lufthansy i niestety nie miałem wstępu do odświeżonego saloniku w Warszawie. Co za pech. A ponoć jedzenie i obsługa zupełnie się zmieniły na plus.
Lot do DUS bez historii. Po wylądowaniu udałem się do saloniku Senator, który był bardzo pusty. Kiedyś przed lotami przez Atlantyk było sporo osób (Chicago i Nowy Jork odlatują o podobnej porze), a teraz przez obcięcie ilości mil zbieranych na każdym locie drastycznie spadła liczba osób z kartą Senator. Nawet mój były szef, który lata do groma spadł z SEN na FTL). W Airbusie A340 miałem miejsce w rzędzie 27 zaraz przed ścianą. Przez to niestety fotel do końca się nie odginał i było dość mało wygodnie. Pierwszy raz widziałem za to klasę Economy Plus w Lufthansie i wydaje mi się, że jest to podobny standard do Lotowskich Dreamlinerów.
Chicago przywitało mnie upalną i bardzo wilgotną pogodą. Byłem dość zmęczony, ale prysznic postawił mnie na nogi i poszliśmy z koleżanką do jednej z lepszych japońskich restauracji. Mimo poniedziałku miejsce było totalnie pełne, co świadczyło o dobrym jedzeniu. Widać było japońskich kucharzy, którzy robili sushi. Zamówiliśmy trochę różnych ciekawych rzeczy i najedliśmy się do syta. Drugiego wieczoru poszliśmy do latynoskiej knajpy, gdzie także były dość dobre owoce morza, ale przyrządzone lekko pikantnie na sposób meksykański. Danie główne to był dla mnie stek, ale podany pokrojony w plastry. Dziś wieczorem już tylko odpoczywam i jutro powrót lotem United przez Frankfurt.
Podejrzewajac klopoty z naszym nagrodowym biletem United, ktory byl potem zmieniany przez Austriana, przybylismy na lotnisko odpowiednio wczesniej. Do stanowiska Aegeana ogromna kolejka ale na szczescie mozemy isc do biznesa. Pani widzi tylko nasze polaczenie do Aten wiec idziemy jeszcze do stanowiska Austriana i Turkisha potwierdzajac reszte. Ktorka wizyta w odswiezonym saloniku polonez elite i ruszylismy do Airbusa A320 Aegeana. Zaskoczylo mnie w miare nowe wnetrze i sporo miejsca na nogi, moze dlatego, ze byly to fotele dla biznesu choc juz siedzielismy za zaslonka.
Na locie do Aten dostajemy cieply posilek i brawo dla tej linii za osobne zbieranie nierozpakowanego jedzenia, ktore chca przekazac potrzebujacym. W Atenach niemila niespodzianka to kolejna kontrola bezpieczenstwa, gdzie musielismy wyrzucic kupiona na lotnisku wode. Do Stambulu na godzinna trase zabiera nas ponad 350 miejscowy i pelny Boeing 773. Prawie nigdy takie samoloty nie lataja na tak krotkich trasach. Niestety pol godziny spoznienia nie pozwolilo wejsc nam do saloniku w Stambule bo juz boardowali nasz nastepny lot. Airbus A333 lecial przez Male do Colombo. Samolot byl pelny oprocz 2 miejsc wiec Monika sie przesiadla i Konrad mogl sie rozlozyc. Lot dlugi, szczegolnie jeszcze ten stopover meczacy ale Turkish stanal na wysokosci zadania z mila zaloga i az 3 krotnym serwisem na tacy.
W Colombo wyjechal po nas samochod z hotelu i byl to bardzo dobry pomysl. Dostalismy 2 pokojowy domek ale bylo tak goraco, ze dokupilem osobno klime. Byl to jedyny nocleg gdzie o dziwo nie zarezerwowalem klimy w standardzie. Wyszlismy jeszcze na chwile zjesc porcje ryzu i makaronu i przespalismy kolejne kilkanascie godzin. Jako, ze w Colombo nic nie ma to dzis od razu ruszylismy do Dambulla. Niby tylko niecale 150 km a zeszlo nam z 5h z przesiadka. Masakra. Po 16 zmeczeni dojechalismy na miejsce i tu mamy super nowy hotel, ktory tez jest w formie domkow. Klima od razu na maksa, prysznic, dobra kolacja i odpoczynek. Jutro w koncu zaczniemy cos zwiedzac.