Na początku roku Lufthansa miała promocję na Mauritius za 1900 złotych na wakacje. Pomyśleliśmy, że to ciekawy nowy kierunek, nawet z naszym niemowlakiem. Szybkie spojrzenie na noclegi i samochody utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobry kierunek. Zarezerwowałem apartament na 7 dni dla całej rodziny za jedyne 650 złotych oraz duży samochód za 1100 złotych. Pogoda wg prognoz wydawała się ok, czyli ok. 25 stopni.
11 godzinny nocny lot FRA-MRU udało się dość łagodnie przejść, głównie dlatego, że mieliśmy wolne fotele w pierwszym rzędzie za premium economy i tam było naprawdę dużo miejsca. Samochód wynajęliśmy bez problemu i zakwaterowaliśmy się w Pereybere.
Pierwsze zwiedzanie to Aaparvasi Ghat, czyli miejsce zwożenia pierwszych pracowników po niewolnictwie na Mauritius, którzy pracowali głównie przy trzcinie cukrowej. Jest to miejsce historyczne i bez jakiegokolwiek szału wizualnego. Potem pochodziliśmy po stolicy Port Louis, gdzie panuje duży chaos na ulicach i trudno nam było coś znaleźć dobrego do jedzenia. W końcu udało się w restauracji indyjskiej. Drugiego dnia ruszyliśmy na zwiedzanie przyrodniczych atrakcji południa - Le Morne, 7 coloured earth, wodospady, Black River Gorge - generalnie wspaniałe miejsca i robiły duże wrażenie.
Kolejne dnie spędziliśmy na plażach, ale woda była dość chłodna oraz dość często padały intensywne przelotne deszcze. Zwiedziliśmy także świątynie hinduskie w Grand Bassin, 7 wodospadów, a także wschód wyspy - Mahebourg. Nie udało się pochodzić po rezerwatach na wschodzie wyspy, ponieważ zapomnieliśmy nosidełka dla dziecka.
Ostatnie 2 dni to już była trochę nuda, ale generalnie pobyt bardzo udany.