Ruszyłem w kolejną podróż. Bilet mam dość kombinowany, a celem jest Chile. Natomiast doba w Panamie to był świetny pomysł, ponieważ udało się przerwać długą podróż oraz coś zwiedzić.
Plan wykonany - ruszyłem o 6 rano spacerkiem wzdłuż oceanu oglądając imponujący skyline Panama City. Dalej historyczne centrum Casco Viejo, skok przez kanał za Most Ameryk oraz nad sam kanał nad śluzę Miraflores. Szkoda że na statek trzeba byłoby czekać kilka godzin… Na koniec ruiny w Panama Viejo.
W Calama wynająłem samochód. Dzień 1: to Valle de la Luna (zamknięte, powiedzieli coś o sanitario, co w sumie jest bez sensu), wróciłem się do Rainbow Valley i petroglifów (5k pesos do tego drugiego). Fajnie i kolorowo. Przekraczałem strumyki 6 razy i dało radę, choć lepiej mieć wyższy samochód, Mirador Likan-Antay, Valle de la Muerte (mało co tu jest), walczyłem też z hotelem, bo odwołał rezerwację. Straciłem ze 2h na to
Dzień 2: wyjazd 5 rano do Geyser Tatio. Na miejscu było z 20+ busów. Wejście 15k. Temperatura -5 stopni (ale może być i -20), wysokość 4200. Największa frajda przed wschodem. Dało się odizolować od grupek by porobić jakieś zdjęcia bez statystów. Powrót na 9-10 i po drodze można zaliczyć kilka widoczków. Valle de la Luna. Bilety można kupić tylko online, ale na szczęście na wjeździe udostępniają wifi (puntoticket.com). Część atrakcji zamknięte, więc w 2.5h można obskoczyć. Tulor (jakieś resztki archeologiczne za 5k, można odpuścić). Laguna Piedra (ponoć 15k), nie wpuścili mnie, bo po południu tylko grupy zorganizowane. Pukara de Quitor - (5.75k) - też jakieś resztki ruin i długie wejście na szczyt na widoczki. Można odpuścić. Do Garganta del Diablo nie dojechałem, bo strumień był za głęboki i bałem się, że utonę samochodem
Dzień 3: Jere Valley obok Toconao (kawałek wąwozu za 2k, można odpuścić). Laguna Miscanti - pocałowałem klamkę, bo trzeba było kupić bilet po drodze w Socaire. Wkurzony wracałem 30km. Punkt biletowy oznaczony jest TOURIST RECEPTION. 15k pesos za Miscanti i Piedras Rojas. Oba miejsca kosmiczne. W Piedras Rojas i Laguna Aquacaliente wieje tak, że głowę urwie. Znowu 4200. Jest dużo punktów widokowych z głównej drogi. Laguna Tuyajto, kawałek dalej, dwa punkty widokowe, blisko podejść nie można i chyba już tu nikt nie zagląda bo byłem sam
Pierwszego dnia wybrałem się na spacer wzdłuż wybrzeża, gdzie także stoi dużo artefaktów. Zachód słońca w ogólnie dostępnym Ahu Tahai.
Drugi dzień 9h wycieczka z przewodnikiem, busem 9 osób. Zaczęliśmy od plaży Anakena. Jedyne miejsce lądowani na wyspie, którędy Polinezyjczycy przybyli na wyspę. Jest to piękne miejsce z platformą posągów. Dowiedziałem się, że budowali je od 1280 roku w hołdzie przodkom. Anakena jako jedyna dostępna jest bez przewodnika. Kolejne miejsce to fabryka, czyli góra, z której ciosali posągi. Rano Raraku można zobaczyć z daleka, ale jednak trzeba wejść na szlak by mieć dostęp do posągów. Rodzinka, którą widzieliśmy na Anakenie tym razem odbiła się od bramki i nie chcieli ich wpuścić. Zamiast oficjalnego przewodnika można też mieć jakiegoś lokalesa, jak komuś uda się znaleźć. Następne było Tongariki. Rząd 15 posągów świetnie widać zza płotu. W środku jednak jest super bo można sobie fajne fotki porobić. Dowiedziałem się też, że podczas wojny domowej, która wybuchła po tym jak wycięli wszystkie drzewa na wyspie, wszystkie posągi zostały pozzrzucane i dopiero kilkadziesiąt lat temu stawiali je z powrotem. Nie wszystkim też postawili czapki bo było zbyt niebezpiecznie, żeby znowu nie spadły.
Kolejna atrakcja to wulkan Rano Kau. Widok za darmo. Dopiero kawałek dalej sprawdzają bilety na Oronga, ale tam nie ma Moai a tylko domy z 18-19 wieku. Ostatni punkt to Ahu Akivi, przodkowie rolników i dlatego to jedyna platforma zwrócona do oceanu. Ogólnie po drodze widać mnóstwo przewróconych Moai, a naliczono ich 1045.
Dziś miłem wschód słońca na Tongariki. Super światło.
Malutko turystów więc świetna pora. Zasadniczo w 1 pełny dzień da się wszystko zobaczyć, ale jak ktoś chce jeszcze jakieś activities typu diving, hiking, horseriding to może zostać dłużej. Ja ze względu na loty miałem 2 dni i dla mnie było ok. Dzień dłużej bym się nudził, chyba że wziąłbym rower i pojeździł po przewróconych Moai…