7.9.2018, Paro, Bhutan

Całe wakacje przesiedziałem w Warszawie. Rzadko wyjeżdżamy w wakacje, bo wtedy w Polsce jest fajnie. Można było zaopiekować się ogródkiem i odpocząć wieczorami na dworze. Byliśmy raz tylko w Płocku na kilka godzin, gdzie akurat odbywała się techno-party.

Przyszedł jednak wrzesień i podróż służbowa do Mumbaju. Nie byłem tam prawie rok i pomyślałem, że wykorzystam to na skok w bok. Bhutan wydawał się najciekawszą, ale i najdroższą opcją. Raz się jednak żyje. Wszystkie lokalne agencje oferują prywatne toury, więc po kontakcie z kilkoma wybrałem jedną, zapłaciłem za 4-dniowy tour z własnym przewodnikiem i kierowcą. Wszystko wliczone w cenę. Trochę dziwnie będę się czuł na takim w pełni zorganizowanym wyjeździe, ale zobaczymy. Z Mumbaju doleciałem do Kalkuty, a zaraz wsiadam w Druk Air i lecę do Paro.

8.9.2018, Paro, Bhutan

Przylot do Bhutanu od razu zwiastuje bycie w innym świecie - dookoła góry i wspaniała drewniana architektura. Szybko odbieram bagaż, przechodzę immigration i odbiera mnie przewodnik wraz z kierowcą z mojego biura podróży. Mamy nowego SUVa Hyundai i jedziemy prosto do Thumphu. Stolica znajduje się 50 km od lotniska, a kręte i wąskie drogi powodują, że jedziemy prawie godzinę. Jedziemy najpierw do textile museum, ale jest zamknięte. Zaglądamy obok do miejsca, gdzie ciągle tkają materiały tradycyjnymi metodami i odwiedzamy market z ręcznymi wyrobami. Zaglądamy także na pocztę, gdzie można zrobić znaczek z własną podobizną i wysłać pocztówkę. Jem późny lunch, gdzie zjadam sporo lokalnych smakołyków i przed 18 zostawiają mnie w moim hotelu umawiając się na 7 rano. Schodzę jeszcze na chwilę do miasta i oglądam Jigme Dorii Wangchuck, czyli święte miejsce, gdzie wpuszczają mnie na teren świątyni i każą przejść 3x dookoła niej. Po 19 robi się ciemno, a ja padam ze zmęczenia.

Punkt 7 rano przyjeżdżają po mnie i najpierw jedziemy zobaczyć ogromny posąg siedzącego Buddy. Miejsce jeszcze jest wykańczane, ale sam Budda gotowy. Ma 52 metry i spogląda na dolinę Thimphu. Mój przewodnik Karma mówi, że na czole na wielki diament by dodać mu wartości. Całość finansowana była ze środków wielu krajów, gdzie praktykuje się buddyzm. Następnie jedziemy w stronę doliny Punakha. Zatrzymujemy się na przełęczy na wysokości 3100 m npm, gdzie jest świątynia oraz 108 stup. 108 to szczęśliwa liczba w buddyźmie. Miejsce bardzo ładne i w zimie gdy jest przejrzyste powietrze to można podziwiać panoramę wschodnich Himalajów. My oczywiście szczęścia nie mamy.

Po łącznie 2.5h dojeżdżamy serpentynami do Punakhi. Jedzie się po tych drogach góra 40-50 kph. Punakha to piekna dolina z polami ryżowymi i jest to najwspanialsza twierdza Bhutanu, czyli Punakha Dzong. Zwiedzam ten kunszt buddyjskiego rzemiosła i spotykam Polaków :). Trochę niespodzianka. Turystów mało widać, więc tym bardziej... Przewodnik długo tłumaczy mi o tym miejscu i co zawiera się w każdej świątyni. Po lunchu idziemy do Świątyni Płodności. Jest ona bardzo skromna, ale ma bardzo duże znaczenie dla całego kraju. Każdy kto chce mieć dzieci lub ma dzieci i chce by zdrowo dorastały to powinien to miejsce odwiedzić. Dostałem nawet błogosławieństwo.

Wracamy przez Thimphu i jedziemy do Paro. Długa i kręta droga powoduje, że może się zrobić po jakimś czasie niedobrze. Na szczęście nie jest tak źle. Za Thimphu zatrzymujemy się przy najstarszym moście w Bhutanie - tylko dla ludzi się nadaje i jest już tylko wystawą. Widoki obok jednak super. Wszędzie są też flagi oznaczające siły natury. W Paro zaglądamy jeszcze do niedawno otwartego browaru, gdzie możemy spróbować 7 różnych piw w kieliszkach 50 ml. Całkiem niezłe. Jeszcze chwila spaceru po mieście i czas do hotelu. Jutro 11 km trekking do Tygrysiego Gniazda, najsłynniejszego miejsca w Bhutanie.

9.9.2018, Tiger's Nest, Bhutan

Gniazdo Tygrysa to najbardziej znane miejsce w Bhutanie i chyba najbardziej spektakularnie położony klasztor na świecie. Dorównywać mogą mu tylko greckie Meteory, ale tam z jednej strony można dojechać asfaltówką, a tutaj trzeba się wspinać. Ruszamy o 7 rano, jeszcze przed tłumami. Pionowa, czarna skała widoczna jest z daleka, a na niej, gdzieś na 3/4 wysokości widać już z dołu klasztor. 2h wędrówka pod górę jest mordercza i szybko jestem cały mokry. Dodatkowo odczuwam jeszcze skutki przeziębienia i nie czuję się zbyt dobrze. Jednak wolno krok po kroku dochodzę do ppunktu widokowego. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Klasztor zbudowany jest na półce skalnej i prowadzą do niego schody. Przed wejściem trzeba się przebrać w długie spodnie i mieć bluzę - t-shirty zabronione. Zostawia się też aparat i telefon w skrytce. W środku jest kilka świątyń i miejsc kultu. Przewodnik opowiada mi długo o każdym z nich. W każdym pomieszczeniu jesteśmy sami i możemy oglądać tutejszą sztukę. Czas szybko mija i po 30 minutach wracamy, bo coraz więcej ludzi dochodzi. Na początku drogi powrotnej okazało się, że spotkaliśmy matkę króla, która nawet się zatrzymała i spytała skąd jestem. Widziałem też znowu Polaków, spotkanych dzień wcześniej. W dół idzie się dużo szybciej i przed południem byliśmy już przy samochodzie. W Paro zjedliśmy lunch i pojechaliśmy zobaczyć tutejszą twierdzę i muzeum. Robią wrażenie. Zmęczenie dopada mnie wczesnym popołudniem. Zwiedzamy jeszcze najstarszą świątynię w Bhutanie i zaglądam na lokalny market. Potem już hotel i odpoczynek, a jutro rano powrót przez Kalkutę i Mumbai do domu 4 samolotami...

11.9.2018, Kalkuta, Indie

Całą noc i cały czas do mojego wylotu do 11 rano padał deszcz, więc miałem mega szczęście, że Tigers Nest odwiedziłem dzień wcześniej. Nie wyobrażam sobie tej stromej wspinaczki w błocie. Po 80 minutach lotu byłem w Kalkucie. Miejsca do zostawienia bagażu nie ma, więc na mojej 7h przesiadce miałem nadzieję go nadać już na lot. Udało się bezproblemowo, ale nie mogłem wyjść z lotniska przez te głupie ich kontrole. Dopiero pracownik linii musiał mi zrobić check-out i mogłem zejść na dół by złapać pre-paid taxi do centrum. Plan był by dojechać do Victoria Memorial, pokręcić się po mieście i wrócić. Sam memorial był zamknięty, bo poniedziałek, ale można było wejść na ogrody i porobić zdjęcia. Budynek robi spore wrażenie i jest przeogromny. Obchodzę go dookoła. Potem idę do Katedry św. Pawła, która też jest pozostałością po Anglikach. Najciekawsze jednak w Indiach jest życie uliczne, więc gubię się w okolicznych uliczkach i robię ukradkiem zdjęcia. Sprzedaje się tu wszystko i ogrom ludzi, zapachów (i smrodu) przytłacza. Zaglądam jeszcze na grilla do jednej z tutejszych lepszych knajpek i zbieram się z powrotem na lotnisko. Łapię bardzo starą taksówkę i jadę wolno ulicą, po której jeżdżą chyba 50-letnie trolejbusy! Trochę szok je tu widzieć. Tory są tak sfatygowane, że chyba szybciej by się pieszo szło.

Lot do Bombaju trwał tylko 2h. W Bombaju szybko załatwiam sprawy lotniskowe i idę do saloniku na prysznic i masaż stóp. Lufthansa na bramce upgrejduje mnie do premium economy, więc podróż do Monachium przebiega mi przyjemnie. Potem jeszcze LOT i jestem w Warszawie po 22h podróży.

Archiwum
2024 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2023 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2022 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2021 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2020 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2019 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2018 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2017 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2016 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2015 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2014 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2013 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2012 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2011 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2010 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2009 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2008 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2007 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2006 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2005 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2004 12 11 10 9 8 7 6 5

top

© 2024 Piotr Wasil