1.9.2013, 13 września do Kanady
Dawno nic nie pisałem, a niestety odwołałem wyjazd na Islandię. Musiałbym lecieć sam, a to za bardzo podnosi koszty. Bilety miałem za mile i mogłem je oddać za darmo. Cóż, na pewno do Islandii polecę przy najbliższej okazji, tym bardziej, że akurat w tym czasie był mój były szef i nieźle mi poopowiadał...
W zamian będą Góry Skaliste Kanady. Przy okazji kolejnej wizyty w Chicago postanowiłem oderwać się na 4 dni i polecieć do Calgary. Tam wynajmuję samochód i jadę do Parków Banff i Jasper. Na zdjęciach te parki rzucają na kolana, więc mam nadzieję, że wrażenie będzie takie samo na żywo.
Jest to końcówka sezonu w tamtej części świata. Te parki w Polsce są prawie nieznane, ale tam jest sporo turystów i hotele mega drogie. Ja będę spał w schronisku (cena też ok. 100zł) - jedno w Banff, a drugie w dziczy bez bieżącej wody. Będzie fajnie :-)
W zamian będą Góry Skaliste Kanady. Przy okazji kolejnej wizyty w Chicago postanowiłem oderwać się na 4 dni i polecieć do Calgary. Tam wynajmuję samochód i jadę do Parków Banff i Jasper. Na zdjęciach te parki rzucają na kolana, więc mam nadzieję, że wrażenie będzie takie samo na żywo.
Jest to końcówka sezonu w tamtej części świata. Te parki w Polsce są prawie nieznane, ale tam jest sporo turystów i hotele mega drogie. Ja będę spał w schronisku (cena też ok. 100zł) - jedno w Banff, a drugie w dziczy bez bieżącej wody. Będzie fajnie :-)
15.9.2013, Banff National Park
Zaczynam podróż w piątek 13-go (przesądny nie jestem). Pakuję się w Deutera 30tkę jako podręczny. Jedzenia do Kanady i tak nie wolno wwozić, a dodatkowo musiałbym zapłacić za bagaż 25$ na trasie YYC-ORD, więc standardowo w sumie jadę z podręcznym. Pobudka o 4.45, taksówka o 5 na Okęcie i jestem po 20 minutach na miejscu. Jako, że nie jadłem śniadania to idę do Poloneza i jak zwykle bez problemu wchodzę na kartę FTL, mimo, że mile zbieram do UA. Kilka osób już jest, a w barze pełne tacki ze świeżymi wędlinami i serami. Śniadanko, kawka, gazetka i udaję się na mój lot o 6:45 do FRA.
Rejs obsługuje polska stewka, co pierwszy raz mi się zdarzyło w LH. Siadam na 12A, miejsce obok wolne i przycinam komara przez godzinkę.
Lot trwał tylko 1:10h, co było wyjątkowo szybkie i doleciałem do FRA, mając 2h na przesiadkę.
Idę do części B i postanowiłem zaryzykować wejście do saloniku z kartą FTL i rejsem AC. I o dziwo udało się! Wydawało mi się, że na FTL można wejść tylko na rejsy obsługiwane przez zintegrowanych przewoźników M&M, a tu jednak mnie wpuścili. Pamiętam, że jak kiedyś latałem TK to pocałowałem klamkę.
Przydzielono mi 18A, szybki rzut oka na seatguru i jest to pierwszy rząd za biznes klasą, gdzie nie można wyciągnąć nóg, bo przeszkadza ściana. Seatguru pokazywał też, że najlepsze miejsca są w rzędzie 34 i że AC bierze dodatkową kasę za to. Natomiast LH była tak miła, że te miejsca miałem wolne. Wybrałem więc 34D i myśle, że są to najlepsze miejsca w ekonomiku. Ściana jest dość daleko więc nogi mogłem całe wyciągnąć, a jak się trochę zsunąłem z fotela to nogi sobie oparłem o ściane - ideał :-). Samolot prawie pełny, a obok mnie trafiła się hinduska rodzina z na oko rocznym dzieckiem - cóż, efekt uboczny tego miejsca. Na szczęście dzieciak pomarudził tylko pierwsze parę minut i potem już spał.
Push back idealnie o czasie ale wystartowaliśmy dopiero 20 minut później. Napoje były dopiero przy jedzeniu, ale za to papu dość dobre, bo łosoś z ryżem i szpinakiem. Muszę przyznać, że nie widziałem łososia od 2008 roku jak leciałem TK. Bardzo smaczny, choć sałatka ziemniaczana niespecjalna. Wino, piwo, wódka, itp za darmo, więc wziąłem butelczynę białego wina, całkiem znośne.
System rozrywki też niezły - spore ekrany i duży wybór filmów. Obejrzałem m.in. Fast&Furious 6, Kac Vegas 3 i jak kończyłem ostatni film to zostało 20 min do lądowania. Cały lot trwał 9:45 i naprawdę upłynął przyjemnie. Do tego o 12:15 już wylądowałem (różnica czasu 8h).
Immigration w Kanadzie na szczęście bardzo szybkie i po chwili mogłem postawić stopę w 70 odwiedzonym kraju.
Aby przejść do wypożyczalni samochodów trzeba wyjść za terminal. Jest 26 stopni i piękne słońce, a ja idę do Budget odebrać mój samochód economy zarezerwowany za 164 CAD z ubezpieczeniem. Pan się pyta czy nie chcę SUVa w tej cenie, ale wolałem coś mniejszego by dużo nie palił. Dali mi Subaru Imprezę. OK, mały samochód, ale 4x4 też swoje pali. Wziąłem jednak z powodu sentymentu do marki.
No to w drogę. Z lotniska ciężko się wydostać bo wszystko w remoncie. To samo na kilku drogach i autostradach obok. Najpierw jadę do supermarketu T&T, gdzie robię zakupy na najbliższe 3 dni. W Banff i Jasper są tylko bardzo drogie sklepy, a ja kupuje zestaw zupek chińskich, pieczywo, wędlinę, soki i wodę (25 CAD).
Wyjeżdżając z Calgary widzę tory bobslejowe z dawnych igrzysk olimpijskich, a Góry Skaliste już się majaczą w tle. 120km i dojechałem do Banff. Wjazd do parku płaci się za każdy dzień, więc za 3 dni zapłaciłem aż 30 CAD!
W Banff najpierw postanowiłem coś zjeść. Jadąc powoli przez centrum widzę same drogie hotele, restauracje i sklepy. W końcu jest subway i można coś zjeść po taniości ;-). Jadę do pobliskich Bow Falls. Są piękne.
Godzina 17 i wymiękłem. Podjechałem do hostelu, gdzie za łóżko zapłaciłem 45 CAD!!! Mój najdroższy hostel w życiu, ale najtańsze łóżko w Banff. Tu jednak sezon krótki i ździerają jak mogą.
W nocy w Banff temperatura spadła do 7 stopni, ale ja byłem w małym pokoju i w 3 osoby z zamkniętym oknem było bardzo gorąco. Jet lag dopadł mnie już po 2 w nocy, do 5 przeleżałem, a o 6 poszedłem coś zjeść. Ciągle było ciemno i o 7 jak ledwo zaczęło świtać to ruszyłem w drogę. Dobrze, że w samochodzie miałem podgrzewane fotele, to mi tyłek nie zmarzł ;-)
Zaraz za Banff skręciłem na drogę 1A, żeby zajechać do Johnston Canyon i zobaczyć jego dwa wodospady. Idzie się 2.7km szlakiem i łącznie w 2 strony zajęło mi 1:15h. Potem zwiedziłem Bow Lake, Peyto Lake (!!!) i pojechałem do Athabasca Falls gdzie w pobliżu miałem hostel w dziczy.
Rejs obsługuje polska stewka, co pierwszy raz mi się zdarzyło w LH. Siadam na 12A, miejsce obok wolne i przycinam komara przez godzinkę.
Lot trwał tylko 1:10h, co było wyjątkowo szybkie i doleciałem do FRA, mając 2h na przesiadkę.
Idę do części B i postanowiłem zaryzykować wejście do saloniku z kartą FTL i rejsem AC. I o dziwo udało się! Wydawało mi się, że na FTL można wejść tylko na rejsy obsługiwane przez zintegrowanych przewoźników M&M, a tu jednak mnie wpuścili. Pamiętam, że jak kiedyś latałem TK to pocałowałem klamkę.
Przydzielono mi 18A, szybki rzut oka na seatguru i jest to pierwszy rząd za biznes klasą, gdzie nie można wyciągnąć nóg, bo przeszkadza ściana. Seatguru pokazywał też, że najlepsze miejsca są w rzędzie 34 i że AC bierze dodatkową kasę za to. Natomiast LH była tak miła, że te miejsca miałem wolne. Wybrałem więc 34D i myśle, że są to najlepsze miejsca w ekonomiku. Ściana jest dość daleko więc nogi mogłem całe wyciągnąć, a jak się trochę zsunąłem z fotela to nogi sobie oparłem o ściane - ideał :-). Samolot prawie pełny, a obok mnie trafiła się hinduska rodzina z na oko rocznym dzieckiem - cóż, efekt uboczny tego miejsca. Na szczęście dzieciak pomarudził tylko pierwsze parę minut i potem już spał.
Push back idealnie o czasie ale wystartowaliśmy dopiero 20 minut później. Napoje były dopiero przy jedzeniu, ale za to papu dość dobre, bo łosoś z ryżem i szpinakiem. Muszę przyznać, że nie widziałem łososia od 2008 roku jak leciałem TK. Bardzo smaczny, choć sałatka ziemniaczana niespecjalna. Wino, piwo, wódka, itp za darmo, więc wziąłem butelczynę białego wina, całkiem znośne.
System rozrywki też niezły - spore ekrany i duży wybór filmów. Obejrzałem m.in. Fast&Furious 6, Kac Vegas 3 i jak kończyłem ostatni film to zostało 20 min do lądowania. Cały lot trwał 9:45 i naprawdę upłynął przyjemnie. Do tego o 12:15 już wylądowałem (różnica czasu 8h).
Immigration w Kanadzie na szczęście bardzo szybkie i po chwili mogłem postawić stopę w 70 odwiedzonym kraju.
Aby przejść do wypożyczalni samochodów trzeba wyjść za terminal. Jest 26 stopni i piękne słońce, a ja idę do Budget odebrać mój samochód economy zarezerwowany za 164 CAD z ubezpieczeniem. Pan się pyta czy nie chcę SUVa w tej cenie, ale wolałem coś mniejszego by dużo nie palił. Dali mi Subaru Imprezę. OK, mały samochód, ale 4x4 też swoje pali. Wziąłem jednak z powodu sentymentu do marki.
No to w drogę. Z lotniska ciężko się wydostać bo wszystko w remoncie. To samo na kilku drogach i autostradach obok. Najpierw jadę do supermarketu T&T, gdzie robię zakupy na najbliższe 3 dni. W Banff i Jasper są tylko bardzo drogie sklepy, a ja kupuje zestaw zupek chińskich, pieczywo, wędlinę, soki i wodę (25 CAD).
Wyjeżdżając z Calgary widzę tory bobslejowe z dawnych igrzysk olimpijskich, a Góry Skaliste już się majaczą w tle. 120km i dojechałem do Banff. Wjazd do parku płaci się za każdy dzień, więc za 3 dni zapłaciłem aż 30 CAD!
W Banff najpierw postanowiłem coś zjeść. Jadąc powoli przez centrum widzę same drogie hotele, restauracje i sklepy. W końcu jest subway i można coś zjeść po taniości ;-). Jadę do pobliskich Bow Falls. Są piękne.
Godzina 17 i wymiękłem. Podjechałem do hostelu, gdzie za łóżko zapłaciłem 45 CAD!!! Mój najdroższy hostel w życiu, ale najtańsze łóżko w Banff. Tu jednak sezon krótki i ździerają jak mogą.
W nocy w Banff temperatura spadła do 7 stopni, ale ja byłem w małym pokoju i w 3 osoby z zamkniętym oknem było bardzo gorąco. Jet lag dopadł mnie już po 2 w nocy, do 5 przeleżałem, a o 6 poszedłem coś zjeść. Ciągle było ciemno i o 7 jak ledwo zaczęło świtać to ruszyłem w drogę. Dobrze, że w samochodzie miałem podgrzewane fotele, to mi tyłek nie zmarzł ;-)
Zaraz za Banff skręciłem na drogę 1A, żeby zajechać do Johnston Canyon i zobaczyć jego dwa wodospady. Idzie się 2.7km szlakiem i łącznie w 2 strony zajęło mi 1:15h. Potem zwiedziłem Bow Lake, Peyto Lake (!!!) i pojechałem do Athabasca Falls gdzie w pobliżu miałem hostel w dziczy.
17.9.2013, Jasper i Yoho National Park
Budzę się o 6, temperatura spadła do 3 stopni, ogrzewanie na maxa w samochodzie i jadę dalej. Rzucam jeszcze okiem na wschód słońca nad Athabasca Falls o świcie, ale kolory nie są tak spektakularne jak oczekiwałem. Jadę w stronę góry Edith Cavell i narzekam pod nosem, że nie widziałem żadnego dużego zwierza. Jedynie wiewiórki i jeszcze inne takie małe.
A tu nagle 10 sekund później przez drogę 100m ode mnie przebiega mi Grizzly! Pobiegł do lasu i jak dojechałem do miejsca to już go nie widziałem. Nie zdążyłem także wyciągnąć aparatu, bo wszystko bardzo szybko się działo.
Skręcam na drogę do Edith Cavell i czeka mnie 15km po serpentynach i ostro pod górę. W końcu mogę potestować zawieszenie i napęd Subaru Imprezy i całkiem nieźle się sprawdziło ;-)
Na parkingu na dole widoki przednie, ale uderzam na szlak bo widzę w oddali lodowiec. Po 15 minutach lodowiec ładnie już widać. Nieźle topnieje, a woda ucieka pod ziemię do jednego z największych podziemnych systemów jaskiń w Kanadzie.
Wracam do samochodu i jadę do Jasper. Mieścina o 10 rano jest totalnie uśpiona i widać mniejsza od Banff. Przejeżdżam tylko z ciekawości szukając czegoś na lunch w drodze powrotnej i jadę do Maligne Canyon.
Kanion robi niezłe wrażenie, jest dość głęboki. Jadę nad Maligne Lake. Ponoć jest tam najbardziej znany widoczek z kanadyjskich Gór Skalistych, widoczny z łódki. Jadąc myślałem ile mogę zapłacić za ten krótki rejs i dałem sobie max 25 CAD. Jak dojechałem to cena zwaliła mnie z nóg - 62 CAD! Do tego pełno ludzi kupuje bilety, więc popyt i tak jest spory. Mnie na to nie stać i idę szlakiem wzdłuż jeziora. Jest pięknie. Tu jest najdalszy moment mojej wycieczki i powoli wracam. Jem jeszcze lunch w Jasper i czeka mnie ponad 200km jazdy.
Na Icefields Parkway znowu oglądam lodowce górskie, ale dla mnie to już normalka, więc zatrzymuję się tylko przed jednym. Jako, że miałem jeszcze ciut czasu to stwierdziłem, że pojadę jeszcze do Yoho National Park, który jest w British Columbia. Teoretycznie nie mogłem zabrać samochodu poza Alberta, ale pomyślałem, że zaryzykuję. Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, ale Takakkaw Falls wyrwały mnie z butów. Drugi przystanek w Yoho to Emerald Lake, gdzie znowu widać turkusowe jezioro. I to całość zwiedzania. Naoglądałem się mega widoków i ten region jest na pewno jednym z najpiękniejszych jakie w życiu widziałem.
Wracam do swojego hostelu w Banff, gdzie tym razem płacę 42 CAD za pokój z wc, prysznic na zewnątrz.
A tu nagle 10 sekund później przez drogę 100m ode mnie przebiega mi Grizzly! Pobiegł do lasu i jak dojechałem do miejsca to już go nie widziałem. Nie zdążyłem także wyciągnąć aparatu, bo wszystko bardzo szybko się działo.
Skręcam na drogę do Edith Cavell i czeka mnie 15km po serpentynach i ostro pod górę. W końcu mogę potestować zawieszenie i napęd Subaru Imprezy i całkiem nieźle się sprawdziło ;-)
Na parkingu na dole widoki przednie, ale uderzam na szlak bo widzę w oddali lodowiec. Po 15 minutach lodowiec ładnie już widać. Nieźle topnieje, a woda ucieka pod ziemię do jednego z największych podziemnych systemów jaskiń w Kanadzie.
Wracam do samochodu i jadę do Jasper. Mieścina o 10 rano jest totalnie uśpiona i widać mniejsza od Banff. Przejeżdżam tylko z ciekawości szukając czegoś na lunch w drodze powrotnej i jadę do Maligne Canyon.
Kanion robi niezłe wrażenie, jest dość głęboki. Jadę nad Maligne Lake. Ponoć jest tam najbardziej znany widoczek z kanadyjskich Gór Skalistych, widoczny z łódki. Jadąc myślałem ile mogę zapłacić za ten krótki rejs i dałem sobie max 25 CAD. Jak dojechałem to cena zwaliła mnie z nóg - 62 CAD! Do tego pełno ludzi kupuje bilety, więc popyt i tak jest spory. Mnie na to nie stać i idę szlakiem wzdłuż jeziora. Jest pięknie. Tu jest najdalszy moment mojej wycieczki i powoli wracam. Jem jeszcze lunch w Jasper i czeka mnie ponad 200km jazdy.
Na Icefields Parkway znowu oglądam lodowce górskie, ale dla mnie to już normalka, więc zatrzymuję się tylko przed jednym. Jako, że miałem jeszcze ciut czasu to stwierdziłem, że pojadę jeszcze do Yoho National Park, który jest w British Columbia. Teoretycznie nie mogłem zabrać samochodu poza Alberta, ale pomyślałem, że zaryzykuję. Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, ale Takakkaw Falls wyrwały mnie z butów. Drugi przystanek w Yoho to Emerald Lake, gdzie znowu widać turkusowe jezioro. I to całość zwiedzania. Naoglądałem się mega widoków i ten region jest na pewno jednym z najpiękniejszych jakie w życiu widziałem.
Wracam do swojego hostelu w Banff, gdzie tym razem płacę 42 CAD za pokój z wc, prysznic na zewnątrz.
20.9.2013, Calgary - Chicago - Warszawa
O 5 rano budzi mnie deszcz. Pomyślałem, że zbiorę się od razu, bo wylot o 11.30, a może jeszcze uda się zobaczyć coś w Calgary. Jadę więc w nocy w deszczu (czego nie znoszę) i zjadam dwa pozostałe snickersy na śniadanie. Pada jeszcze przez spory czas i dopiero jak dojeżdżałem do Calgary to się uspokoiło. Miałem jeszcze trochę czasu więc postanowiłem wjechać do centrum. Dochodziła 8 rano i korki były całkiem spore.
Pokręciłem się z pół godzinki po centrum i porobiłem kilka zdjęć. Czas jeszcze na tankowanie (o dziwo moja karta nie chciała przejść w dystrybutorze ani na Shellu ani w Esso) i wio na lotnisko.
Oddaję samochód - zrobiłem 1170km, a średnie spalanie wyszło 6.4l/100km. Przyzwoicie. Lotnisko w Calgary jest dość przyjemne, jest spory food court, z którego korzystam. Jest też wahadłowiec ;-). Na 2h przed odlotem można wchodzić do US immigration, które zrobione jest tu w Kanadzie, więc można zaoszczędzić czas na lotnisku w Chicago. Kolejka dość spora, ale pytań Kanadyjczykom nie zadają i idzie szybko.
No i o czasie wsiadam do CRJ700 na miejscu 13A, gdzie w ciasnocie przyjdzie mi spędzić następne 3h. W samolocie są chyba 2 rzędy First Class z dużymi fotelami, a cała reszta do mojego rzędu to Economy Plus.
Cały serwis w UA na tej trasie ogranicza się do napojów, więc dobrze było zjeść wcześniej. Przynajmniej wiadomo, że nie ma nic do jedzenia na pokładzie więc nie ma negatywnej niespodzianki jak w LO. W połowie rejsu chodzą jeszcze z kawą i wodą, a pod koniec pytają czy komuś dać jeszcze coś do picia, więc jeszcze poprosiłem o colę.
Po 3 intensywnych dniach w Chicago czas na powrót. Udało mi się o dziwo odprawić online (poprzednio miałem komunikat by się odprawić na lotnisku) i przy okazji odprawy pojawiła się wiadomość o możliwym overbookingu i czy jestem zainteresowany 400$ travel certificate i innym lotem. Odmówiłem, bo odcinek UA jest mi niezbędny. Poza tym powinni dawać $$$, a nie jakieś certyfikaty ;-)
Na O'Hare byłem 2h przed odlotem i kolejka w T1 do security jak zwykle masakryczna. Pokazuję jednak kartę FTL i idę fast trackiem. Boarding do 777-200 o czasie, a samolot jednak nie był pełny. Obok mnie było małżeństwo, które coś pokombinowało z kobietą w następnym rzędzie i w końcu miałem obok siebie miejsce wolne, a miałem miejsce przy przejściu w środkowej trójce. Nie za bardzo lubię 777, ale jak się uda usiąść przy przejściu w środkowej trójce w konfiguracji 3-3-3 to można mieć cały czas dostęp do korytarza i cały lot nikt nie musi nas wypraszać by wyjść (osoba ze środka może równie dobrze wyjść z drugiej strony).
Push back o czasie, ale za chwile kapitan mówi o ogromnej burzy w okolicach Chicago i że wstrzymany jest ruch samolotów. Po 1h następny komunikat, że spróbujemy wystartować na północny-zachód i ominąć burzę. Zrobiła się kolejka samolotów więc w końcu wystartowaliśmy z 1.5h opóźnieniem, czyli dokładnie tyle, ile miałem na przesiadkę we FRA. Już wiedziałem, że będzie "ciepło".
Załoga zachowała się super fair, bo powiedzieli, że z powodu tego opóźnienia będą serwować za darmo alkohol. Ciekawe czy LOT byłoby stać na taki gest :-)
Na obiad do wyboru cannelloni z wołowiną albo kurczak. Biorę to pierwsze, ale średniej jakości. Do tego dość blada sałatka. Generalnie jedzenie kiepskie. Natomiast wózki z napojami chodziły cały lot i Jack Daniels pozwolił mi się wyspać aż do śniadania.
Na śniadanie owoce oraz ciepły crossaint.
Po wylądowaniu we FRA miałem jednak aż 45 min do planowanego odlotu, więc pomyślałem, że na spokojnie zdążę. Ale FRA to nie MUC czy ZRH, więc żeby mi uprzykrzyć przesiadkę najpierw nastąpił deboarding do autobusu (z 777!), potem wysiadka w części B, kontrola paszportowa (na szczęście krótka kolejka dla UE), potem kontrola bezpieczeństwa (po jaki czort?) gdzie udało mi się wbić do kolejki dla klasy biznes. Potem spacer, a raczej bieg do części A przez długie podziemie i dotarłem jak kończyli boardować.
LOT do WAW z dwoma małymi akcentami - dzieciak w rzędzie przede mną wymiotował, a nasz rodak go podsumował: "jakiś rusek spawał za mną" oraz po dotarciu do gate musieliśmy siedzieć w samolocie przez 10 min, bo była ewakuacja Okęcia z powodu zostawionego bezpańskiego bagażu. Na szczęście szybko to ogarnęli.
Pokręciłem się z pół godzinki po centrum i porobiłem kilka zdjęć. Czas jeszcze na tankowanie (o dziwo moja karta nie chciała przejść w dystrybutorze ani na Shellu ani w Esso) i wio na lotnisko.
Oddaję samochód - zrobiłem 1170km, a średnie spalanie wyszło 6.4l/100km. Przyzwoicie. Lotnisko w Calgary jest dość przyjemne, jest spory food court, z którego korzystam. Jest też wahadłowiec ;-). Na 2h przed odlotem można wchodzić do US immigration, które zrobione jest tu w Kanadzie, więc można zaoszczędzić czas na lotnisku w Chicago. Kolejka dość spora, ale pytań Kanadyjczykom nie zadają i idzie szybko.
No i o czasie wsiadam do CRJ700 na miejscu 13A, gdzie w ciasnocie przyjdzie mi spędzić następne 3h. W samolocie są chyba 2 rzędy First Class z dużymi fotelami, a cała reszta do mojego rzędu to Economy Plus.
Cały serwis w UA na tej trasie ogranicza się do napojów, więc dobrze było zjeść wcześniej. Przynajmniej wiadomo, że nie ma nic do jedzenia na pokładzie więc nie ma negatywnej niespodzianki jak w LO. W połowie rejsu chodzą jeszcze z kawą i wodą, a pod koniec pytają czy komuś dać jeszcze coś do picia, więc jeszcze poprosiłem o colę.
Po 3 intensywnych dniach w Chicago czas na powrót. Udało mi się o dziwo odprawić online (poprzednio miałem komunikat by się odprawić na lotnisku) i przy okazji odprawy pojawiła się wiadomość o możliwym overbookingu i czy jestem zainteresowany 400$ travel certificate i innym lotem. Odmówiłem, bo odcinek UA jest mi niezbędny. Poza tym powinni dawać $$$, a nie jakieś certyfikaty ;-)
Na O'Hare byłem 2h przed odlotem i kolejka w T1 do security jak zwykle masakryczna. Pokazuję jednak kartę FTL i idę fast trackiem. Boarding do 777-200 o czasie, a samolot jednak nie był pełny. Obok mnie było małżeństwo, które coś pokombinowało z kobietą w następnym rzędzie i w końcu miałem obok siebie miejsce wolne, a miałem miejsce przy przejściu w środkowej trójce. Nie za bardzo lubię 777, ale jak się uda usiąść przy przejściu w środkowej trójce w konfiguracji 3-3-3 to można mieć cały czas dostęp do korytarza i cały lot nikt nie musi nas wypraszać by wyjść (osoba ze środka może równie dobrze wyjść z drugiej strony).
Push back o czasie, ale za chwile kapitan mówi o ogromnej burzy w okolicach Chicago i że wstrzymany jest ruch samolotów. Po 1h następny komunikat, że spróbujemy wystartować na północny-zachód i ominąć burzę. Zrobiła się kolejka samolotów więc w końcu wystartowaliśmy z 1.5h opóźnieniem, czyli dokładnie tyle, ile miałem na przesiadkę we FRA. Już wiedziałem, że będzie "ciepło".
Załoga zachowała się super fair, bo powiedzieli, że z powodu tego opóźnienia będą serwować za darmo alkohol. Ciekawe czy LOT byłoby stać na taki gest :-)
Na obiad do wyboru cannelloni z wołowiną albo kurczak. Biorę to pierwsze, ale średniej jakości. Do tego dość blada sałatka. Generalnie jedzenie kiepskie. Natomiast wózki z napojami chodziły cały lot i Jack Daniels pozwolił mi się wyspać aż do śniadania.
Na śniadanie owoce oraz ciepły crossaint.
Po wylądowaniu we FRA miałem jednak aż 45 min do planowanego odlotu, więc pomyślałem, że na spokojnie zdążę. Ale FRA to nie MUC czy ZRH, więc żeby mi uprzykrzyć przesiadkę najpierw nastąpił deboarding do autobusu (z 777!), potem wysiadka w części B, kontrola paszportowa (na szczęście krótka kolejka dla UE), potem kontrola bezpieczeństwa (po jaki czort?) gdzie udało mi się wbić do kolejki dla klasy biznes. Potem spacer, a raczej bieg do części A przez długie podziemie i dotarłem jak kończyli boardować.
LOT do WAW z dwoma małymi akcentami - dzieciak w rzędzie przede mną wymiotował, a nasz rodak go podsumował: "jakiś rusek spawał za mną" oraz po dotarciu do gate musieliśmy siedzieć w samolocie przez 10 min, bo była ewakuacja Okęcia z powodu zostawionego bezpańskiego bagażu. Na szczęście szybko to ogarnęli.
Archiwum
2024 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2023 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2022 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2021 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2020 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2019 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2018 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2017 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2016 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2015 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2014 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2013 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2012 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2011 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2010 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2009 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2008 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2007 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2006 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2005 12 11 10 9 8 7 6 5 4 3 2 1 2004 12 11 10 9 8 7 6 5