Sierpniowe wakacje spędziliśmy rodzinnie w Hiszpanii. Podróż z 4 miesięcznym maluchem była nie lada wyzwaniem, ale daliśmy radę. Tempo oczywiście było bardzo spokojne, ale i tak się udało zobaczyć sporo. Najpierw spędziliśmy kilka dni w Madrycie, gdzie zobaczyliśmy wszystkie ciekawe miasteczka z listy Unesco - Aranjuez, Toledo, Segovia, Escorial. Szczególnie Segovia robi świetne wrażenie z ich akweduktem.
Następnie ruszyliśmy w stronę wybrzeża do Torrevieja. Generalnie nie lubię takich typowo turystycznych miejsc, ale mieliśmy spore mieszkanie i było całkiem ok. Wybraliśmy się przy okazji do Kartageny i zobaczyliśmy flamingi.
Kolejnym przystankiem była wspaniała Walencja. Architektura robi wrażenie. Także stara część miasta jest super, choć częściowo w remoncie.
Poprzez Teruel (kolejne magiczne architektonicznie miejsce), dojechaliśmy do Cuenca. Tam jest fantastyczne stare miasto położone na zboczu kanionu. Koniecznie to miejsce trzeba odwiedzić.
Podróż zakończyliśmy w Madrycie. Po drodze zobaczyliśmy uniwersytet w Alcala, a ostatni dzień wzięliśmy już na luzaka odpoczywając i spacerując po Madrycie.
W lipcu trafił się deal KLM na Wyspy Owcze, trudno było taką okazję przepuścić. Dodałem długie przesiadki w Billund i Kopenhadze. Koniec września to jedynie był problem z pogodą, ale kolega mnie przekonał by lecieć. W Billund miałem 7h wolnego, więc wynająłem samochód i ruszyłem zobaczyć 3 atrakcje z listy Unesco - Jelling Mounds, Christensfeld i Morze Wattowe. Wszystkie całkiem fajne. Kamienie Vikingów z kościołem, osada Kościoła Morawskiego i park narodowy terenów zalewowych morza.
Lot na Wyspy Owcze bez historii. Udało mi się zająć miejsce 1A, więc wyszedłem pierwszy z samolotu. Żadnych kontroli nie było i po odebraniu samochodu szybko zobaczyłem jeszcze wodospad Mulafossur. Robi mega wrażenie. Drugiego dnia miało padać, ale rano prognoza podawała już brak opadów. Udałem się przez wodospad Fossa do Tjornuvik, gdzie widać ostańce na morzu i zrobiłem trekking w górę zobaczyć zatokę. Widoki lepiej niż fantastyczne. Potem pojechałem do Saksun, gdzie ruszyłem wąwozem do czarnej plaży. Tu też widoki doskonałe. Wróciłem do Vestmanna, bo o 14:15 miałem rejs po klifach. Na statku bujało nieźle, ale klify wysokie na nawet 600 metrów są przepiękne. Dzień skończyłem w Kirkjubour oglądając zabytkowy kościół i w Torshavn.
Dzisiaj ruszyłem w stronę Eidi. Krótki trek pozwolił znowu zobaczyć te same ostańce co wczoraj. Potem wspiąłem się na najwyższy szczyt Wysp Owczych Slaettaratindur. Było ciężko, ale jakoś dałem radę :). Widoki z góry niezapomniane... Następnie ruszyłem do Gjogv, gdzie jest piękna naturalna zatoka oraz poszedłem szlakiem na górę podziwiać widoki na Kalsoy. Potem dojechałem aż do Leirvik zatrzymując się co chwilę i robiąc zdjęcia. Było wspaniale.